- I jak się podoba?- usłyszałam głos za otwieranych drzwi.
Do pokoju weszli podekscytowani rodzice z wielkim uśmiechem i troską wymalowaną na twarzy.
- Ten pokój jest przepiękny, tak bardzo Wam dziękuję-westchnęłam i zadumałam się w widoku przed moimi oczyma.
- Cieszymy się, że ci się podoba- odparli jednogłośnie.
Odwdzięczyłam się najszczerszym uśmiechem jakim tylko mogłam, bo żadne słowa nie sąw stanie opisać moich emocji, zachwytu czy szczęścia. Szczególnie kiedy podeszłam do okna i zobaczyłam widok na nasz piękny zielony ogród, z mnóstwem kwiatów w tym z moimi ulubionymi goździkami.
-Jestem taka szczęśliwa!-wyszeptałam.
Mama z tatą niezauważalnie zeszli na dół zostawiając mnie samą, lecz ta samotnia nie potrwała zbyt długo bo mój brat z Kubą zaczęli wnosić pudła z moimi rzeczami.
- Ale masz ładny pokój- oznajmił Kuba zaraz po tym jak przekroczył próg mojego azylu.
- Dziękuje!- Uśmiechnęłam się i zabrałam od Kuby jedno z pudeł, które trzymał w rękach.
-Może byś sama nosiła swoje duperele łaskawie- warknął stanowczo Marek i posłał mi krytyczne spojrzenie, przez co poczułam palący wstyd.
-Marko spokojnie. Damy radę, ja mogę zająć się Poli pudłami, po to jestem żeby pomóc.-Jakub próbował uspokoić mojego brata i zredukować narastające między nami napięcie. Moje oczy w automacie stały się mokre, a ja sama z sobą walczę by wytrzymać i nie dać wodzy emocją, nie przy nim.
-Marek ma rację , przepraszam ja tylko chciałam najpierw obejrzeć dom. Nie miałam zamiaru Was wykorzystywać. -stwierdziłam resztą sił jaką jeszcze w sobie miałam by choć trochę się usprawiedliwić. Nigdy nie lubiłam jak mój brat tak się zachowywał i był niezbyt miły, co innego sam na sam, a nie przy jego koledze, a moim obiekcie westchnień. Czułam narastające rozgoryczenie, złość, smutek i wstyd, minęłam ich i ruszyłam na dół po resztę kartonów.
-Spokojnie mała, nie słuchaj go i lepiej zajmij się rozpakowaniem tych kartonów, a mi zostaw dźwiganie.-Szepnął, kiedy dogonił mnie na schodach i posyłał mi jedno z najpiękniejszych spojrzeń jakie kiedykolwiek widziałam, a w uszach dźwięczał mi jego czuły głos mówiący 'mała'.
-Jesteś pewien? To chociaż coś wezmę, żeby nie robić pustych przelotów-Zaśmiałam się, żeby się trochę rozluźnić i nie pokazać jak to na mnie zadziałało.
-Jasne , mówię całkiem poważnie, a swoim bratem się nie przejmuj. -dodał tylko i ruszył z pudłami na górę.
Po powrocie na górę, rozglądam się po moim nowym pokoju, wszędzie stoją kartony . Powoli otwieram jeden z nich, w którym są książki. Wyciągam je i układam na półkach białego regału. Kiedy skończyłam rozpakowywać wszystkie książki, wzięłam się za kartony z ubraniami, które segreguję i te częściej używane lądują na wieszakach, a te mniej w komodzie. Czuję zmęczenie, ale i ogromną satysfakcję, widząc jak ten pokój staje się bardziej mój. Po kilku godzinach w końcu otwieram ostatni karton gdzie są pamiątki i z uśmiechem ustawiam na komodzie ramki ze zdjęciami, które przypominają mi o ważnych dla mnie chwilach.
-Skończyłam- oznajmiłam patrząc się w swoje odbicie lustrzane. Minęło pięć godzin odkąd zaczęłam ogarniać, więc uważam że szybko poszło. Chociaż plusem jest też to , że jeszcze przy pakowaniu rzeczy odłożyłam do oddania ciuchy , które są na mnie za małe, albo za duże i część wyrzuciłam bo się nie nadawały po prostu. Jak tylko będzie możliwość to trzeba uzupełnić garderobę, bo mam ogromne braki. Zasadniczo bardzo nie lubię chodzić na zakupy, szczególnie jak mam coś przymierzać. Ja to lubię wejść do sklepu, przymierzyć-jest dobre? jest . No to biorę, a nie, chodzić i szukać nie wiadomo czego.
Pamiętam jak miałam czternaście lat i chodziłam sobie dorabiać na zrywaniu fasoli na okres wakacyjny. Wstawałam o czwartej rano i jechałam osiem kilometrów, żeby sobie zarobić pieniądze. Jaka je byłam i jestem nadal z siebie dumna i tak co wakacje. Zawsze na koniec wakacji jechałam z mamą na zakupy, ale co najlepsze nie były to zakupy ubraniowe tylko wolałam kupić sobie przybory papiernicze jakie moja dusza zapragnęła. Co za szpan był później jak się miało długopisy żelowe, a najlepiej jeszcze te najbardziej kolorowe, albo kredkę przekładaną, w której było aż dziesięć kolorów. -Ah i człowiek się cieszył z takich małych rzeczy-westchnęłam i wróciłam do rzeczywistości , czas zmierzyć się z tym co mnie czeka na dole. Wypadałoby jeszcze przeprosić Kubę, ale jego pewnie już nie ma po tylu godzinach.
Wychodząc z pokoju rozglądnęłam się za nim, ale nikogo nie było ani nie było słychać, po bokach korytarza stało tylko pełno rzeczy i kartonów, minęłam je i kieruję się schodami na dół, zeszłam oglądając przy tym dokładniej każdy szczegół tego domu na przeciwko schodów były ciemne drzwi wejściowe, obok drzwi i po prawej od schodów było wejście do schowka, z którego można było wejść również do kotłowni. W salonie na przeciwko kanapy wisi duży telewizor, pod telewizorem stoi lakierowany biały stolik RTV, a na nim lampka w kształcie żarówki dodatkowo dwa duże głośniki po bokach. Minęłam salon i ruszyłam korytarzem, po jednej stronie były drzwi prowadzące do przestronnej kuchni wraz z przejściem do jadalni, a następne drzwi prowadziły do łazienki i pokoju gościnnego. W kuchni znalazłam moją mamę , która rozpakowywała kuchenne rzeczy.
- Skończyłaś ogarniać pokój?- zapytała zaciekawiona rodzicielka.
- Tak, skończyłam.-odparłam z uśmiechem i usiadłam przy barku oddzielającym kuchnie od jadalni.
- To dobrze, ja też zaraz skończę tu układać, i wezmę się za kolację.-dopowiedziała wkładając sztućce do organizera w szufladzie.
- A gdzie tata?-spytałam lekko zaciekawiona.
- Pojechał z chłopakami do Ikei. Marek chciał zawiesić u siebie telewizor na ścianie, ale brakowało mu części i tata się zabrał z nimi bo też czegoś potrzebował, a która jest godzina?-odrzekła mama i spojrzała na mnie pytająco.
-Osiemnasta dwadzieścia pięć.-odpowiedziałam, zgodnie z widniejącą godziną na moim telefonie.
- Dobrze, to jakbyś mogła to dokończ tutaj układać jeszcze talerze, a ja pójdę na górę, będzie szybciej, bo musimy jeszcze jechać do jakiegoś spożywczego sklepu.
-W porządku- Odpowiedziałam i wzięłam się za pracę.
Po piętnastu minutach skończyłam, jeszcze tylko zamiotę cały dół, i można uznać , że na dzisiaj koniec.
-Skończyłam-dumnie oznajmiłam wchodząc do rodziców sypialni, mama była w totalnej rozsypce, i kartony leżały pod ścianą czekając aż je rozpakuje.-Pomóc Ci może?-zaoferowałam.
-Świetnie, dziękuję kochanie, ale ogarnę sama bo potem będę szukać jak nie będzie po mojemu, ale i tak już zostawię to na później i zrobię jakąś kolację. - Jak powiedziała tak też zrobiła , minęła mnie i poszła na dół do kuchni. Wykorzystując chwilę skierowałam się za nią i wyszłam na taras, żeby pooddychać trochę świeżym powietrzem. Usiadłam na wiklinowym fotelu i oniemiałam z zachwytu, kolejny raz dzisiejszego dnia. Rozgrzane powietrze letniego popołudnia otacza i muska moją skórę. Na niebie rozpościera się żółtawa, pomarańczowa i lekko różowa poświata słońca, które powoli tonie za horyzontem. Na tarasie unosi się zapach lawendy i piwonii, które rosną tuż przy balustradzie.
-To chyba sen-zadumałam i zamknęłam oczy by na chwilę oderwać się od rzeczywistości i cieszyć się tym magicznym momentem,
- Co tak sama siedzisz.?- wyrwał mnie rozentuzjazmowany głos Jakuba. Moje serce podskoczyło, a tętno znacząco się podniosło przez co całe moje wyciszenie prysnęło jak bańka mydlana.
- Potrzebowałam złapać świeżego powietrza, i zatraciłam się w uczuciu całkowitego spokoju. -odparłam-Wiesz co Kuba , chciałabym Cię przy okazji bardzo przeprosić.
- Za co? Mnie? ale dlaczego-Na jego twarzy wymalowało się zmieszanie pomieszane z zaskoczeniem , oparł się ramieniem o ścianę, tuż koło mojego fotela.
- Za tą sytuację z Markiem , i za całokształt dzisiejszego dnia, za to jak się zachowywałam.-zestresowanym głosem wyjąkałam i nerwowo pocierałam swoje dłonie, szukając czegoś czym mogłabym zająć ręce.
- Daj spokój Poluś, przecież nic się nie stało, a Marek to Marek czasami nie pomyśli.- Uśmiechnął się i spojrzał na mnie pokrzepiająco, a ja odważyłam się i złapałam z nim kontakt wzrokowy. Jednak ani on, ani ja nie przerwaliśmy tego magicznego momentu i bez karnie mogłam się zatracać w jego pięknych brązowych jak gorąca czekolada oczach. Wymianę naszych spojrzeń i przeszywającą ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi balkonowych, za których wyłonił się mój tata.
- Chodźcie zjeść.-powiedział i wszedł z powrotem do środka, lepszego momentu nie mógł trafić, przeklęłam w myślach i oboje w ciszy weszliśmy zaraz za nim.
Mama na kolację przygotowała pyszne naleśniki, które pachną wanilią i są chrupiące na brzegach, nadziane serem bądź do dżemem truskawkowym . Idealne na letni wieczór.
- Zjedzmy i pojedziemy do sklepu, muszę zrobić jakieś zakupy, a jutro nie będzie czasu, więc dobrze by było dzisiaj na szybko je ogarnąć -powiedziała mama, wyrywając nas z zamyślenia w czasie pochłaniania naleśników.
-Wszyscy mamy jechać?-zapytał roześmiany Marek
-Nie wiem, kto ma ochotę może jechać. Jedynie wyboru nie ma Pola i Paweł. -odparła mama i spojrzała się to na mnie to na tatę, a już liczyłam że ominą mnie te zakupy.
-A gdzie jedziecie?-dopytywał dalej mój brat.
-Myślę, że do Carrefoura bo jest najdłużej otwarty i w sumie jest tam wszystko co potrzebuje-stwierdziła mama , zbierając puste talerze do zmywarki.
- Dobra, to ja też się przejadę bo w sumie nie mam nic lepszego do roboty, a i tak nie będę dzisiaj sprzątał rzeczy. -stwierdził mój braciszek i odstawił pustą szklankę po soku na blat.
-No dobra to ja w takim razie będę się zbierał, bardzo dziękuję za pyszne naleśniki-rzekł Kuba wstając od stołu.
- To my bardzo dziękujemy Kubuś za pomoc, nie wiem jak my się Tobie odwdzięczymy.-powiedziała moja mama i spojrzała się wymownie na Marka.
- Nie ma za co, polecam się na przyszłość.-dopowiedział
- Na pewno będziemy pamiętać, jesteś zawsze mile widzianym w tym domu.-dodał mój tata.
- Dziękuję, ale przyjemność po mojej stronie- czułam jego wzrok na sobie, ale nie spojrzałam się, zapewne wyglądało by to nazbyt dziwnie i niekomfortowo, a może tylko ja tak sobie wmawiam. Ale ostrożny zawsze ubezpieczony i nie mogłam dać po sobie poznać, że coś jest na rzeczy. Marek do końca życia by się ze mnie śmiał i mnie drażnił. Jak na zawołanie mój brat się obudził i spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem.
-Kuba, a może jedziesz z nami, a co podbijemy supermarket taką zgrają.-zapytał i zaczął się śmiać.
-Kurczę nie chce przeszkadzać.-odpowiedział.
-No weź, a co masz lepszego do roboty. -No i oczywiście się zgodził, więc zebraliśmy się i wyruszyliśmy do najbliższego supermarketu. Mój brat kierował ,tata usiadł z przodu bo Kuba ustąpił mu miejsca, a on sam usiadł koło mnie. Teraz siedzę pomiędzy nim, a moją mamą. Nie wiem czy bardziej jestem podekscytowana czy zestresowana jego nagłą bliskością. Nie mogę skupić myśli gdy jego noga styka się z moją, a palce jego skrzyżowanych rąk muskają mi ramię, to uczucie jakie mnie wypełnia jest jednocześnie bólem jak i przyjemnością.
-Tylko się uspokój, tylko się uspokój.-przewijało się w mojej głowie jak mantra.
A.
W wolnym czasie koniecznie musze przeczytać wszystkie rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńbardzo mi się spodobało *.*
___________________________
Serdecznie zapraszam :
http://kiedy-hobby-zamienia-sie-w-nalog.blogspot.de/
Mam nadzieje że ci sie spodoba <3
piknie piszesz ;-) szkoda tylko, że teka czcionka bo strasznie razi ;D
OdpowiedzUsuńhttp://beautiful-end-of-everything.blogspot.com/
Różowo. Wszędzie różowo aż po oczach jebie. Sorry jeśli cię obraziłam ale jestem szczera. ;)
OdpowiedzUsuńPiszesz nawet ciekawie tylko stosuj akapity, więcej opisów uczuć, pomieszczeń w jakich się znajdują. Od kiedy po przecinku pisze się z dużej litery? O.o Pierwsze słyszę... Jak piszesz godzinę to słownie, a nie cyframi. Popracuj nad interpunkcją. ;)
kolor zmieniłam, mnie też już dobijał ten kolor, za dużo go było, niebieski taki spokojny ale wydaje mi się że zbyt jasny, Dziękuje postaram się uważac na błędy;)
OdpowiedzUsuń